czwartek, 6 września 2012

Nagoya (名古屋市)

W ostatni weekend byłam w Nagoyi. Sama z siebie nie planowałam tam jechać, ale tak się złożyło że pojechałam. Zaprosił mnie tam dawny profesor doktorantki z Okayamy. Nie do końca zrozumiała jest dla mnie jego motywacja, ale mniejsza z tym. Zrobiłam im seminarium o swoich badaniach i podszkoliłam z angielskiego, a przy okazji zwiedziłam miasto i spędziłam cudny weekend. Aż zaczynałam żałować, że to nie do tej grupy badawczej przyjechałam... ;) Grupa badawcza była z Uniwersytetu Pedagogicznego w Nagoyi, więc też pewnie nie zwróciłabym na nią uwagi, szukając miejsca na staż. Przyznaję, że jak weszłam do budynku to po raz pierwszy poczułam, że w Polsce mamy lepiej. To mała uczelnia, więc pewnie nie mają za dużo funduszy. Budynki były bardzo stare i było to wyraźnie widoczne. Tynk odłaził od ścian, meble wyglądały na przedwojenne, wszystko było podniszczone i stare. Ale... sprzęt oczywiście mają pierwsza klasa. xD Trzy dyfraktometry, swoją drogą nazwane imionami trzech rządzących niegdyś w Nagoi daimyo (władców ziemskich), no i sprzęt do wszelkich możliwych badań. Widocznie pieniądze lokowali tylko w tej dziedzinie. Jest to jakiś sposób... A badania mieli imponujące tak czy owak. Po moim seminarium oglądałam ich plakaty, które mają zaprezentować na konferencji w Toyamie, na którą też się wybieram. To chyba po prostu standard, że wszędzie w Japonii mają wysoki poziom badań. Kolega robi doktorat z 4 związków rutenu z tym samym ligandem. Tylko ma do nich wszystkich porobione całe mnóstwo badań i przerobione je na wszystkie możliwe strony. U nas trzeba mieć tych związków znacznie więcej, by można było o czymś gadać...

No ale przejdźmy do zwiedzania. ;) Oczywiście najważniejszym dla mnie punktem był zamek! Zbudowany po raz pierwszy w 1528 roku, zniszczony w 1582 i ponownie odbudowany w 1602 przez shoguna Tokugawę Ieyasu. Jak większość Japońskich zamków został zniszczony podczas amerykańskiego bombardowania w 1945 roku. Mają nawet zdjęcia tego jak płonie. :O Poniżej jedno z nich.
Oczywiście później zamek został odbudowany, więc obecnie daleko mu do tradycji. Ma windę, a na jednym z pięter zbudowano uliczkę miasta z okresu Edo. Udeptana ziemia, tradycyjne sklepiki, a ponadto światło i dźwięk dobrane tak, iż można przeżyć tam 24 godziny dnia. Od wschodu słońca i towarzyszących mu odgłosów, przez południe, krzyki sklepikarzy i klientów, po zmierzch i noc. Niesamowity klimat, brakowało mi tam tylko hologramów ludzi w kimonach i hakamach.
A oto zamek obecnie:
Same zabudowania zamkowe otaczała niegdyś pierwsza fosa, poniżej jej pozostałości. Miasto z XVI wieku, gry stanął pierwszy zamek, otaczała kolejna, a mury nadal można znaleźć pomiędzy ruchliwymi ulicami współczesnej Nagoyi, która jest czwartym co do wielkości miastem Japonii.
 
Poza zamkiem byliśmy jeszcze w Muzeum Nauki, połączonym z planetarium. Jest to największe planetarium w Japonii. Przyznaję, jest imponujące. Udaliśmy się na kosmiczny spektakl, który trwał 50 minut i w trakcie którego każdy zasnął przynajmniej raz... ^^ Ale warunki były idealne. Wygodne fotele w pozycji leżącej i przepiękne rozgwieżdżone niebo nad głową. Co prawda jakiś pan coś tam jeszcze mówił, ale tylko w języku japońskim więc skupiłam się na wrażeniach optycznych.

Ta kulka to właśnie planetarium. Jak widać jest gigantyczne. :D Samo muzeum też jest fajnie zorganizowane, bo składa się z wielu stanowisk z różnymi urządzeniami. Przy każdym z nich jest guzik lub kilka, zwalniające odpowiedni mechanizm, tak że można bawić się wszystkimi urządzeniami. Najbardziej jednak podobała mi się maleńka trąba powietrzna...
Potem przeszliśmy się jeszcze obejrzeć jedną świątynię - świątynię Osu Kannon. Bardzo malownicza świątynia, znajdująca się w centrum Nagoyi. Ciężko ją znaleźć pomiędzy wieżowcami.
 
Właśnie znalazłam informację, że dokładne imię tego bóstwa brzmi: Kitanosan Shinpuku-ji Hōshō-in, ale znane jest powszechnie jako Osu Kannon. Ponadto świątynia posiada kolekcję 15 000 klasycznych japońskich i chińskich ksiąg, w tym wielu w ręcznie wykonanych oryginałach.
Na budynku obok świątyni zauważyłam jeszcze ciekawe graffiti. Prawdę mówiąc nie dało się go nie zauważyć, z uwagi na rozmiar... ^^ Nie wydaje mi się by ukazywało Osu Kannon, przynajmniej tak twierdzili koledzy Japończycy. Postać wskazuje gdzie znajduje się ulica Osu Kannon. Chyba sens tego graffiti do mnie nie dociera...
Potem już pozostało nam tylko iść do izakaya się zabawić. \(^u^)/ Jedzenie było jak zwykle wyśmienite, napoje również. Nie będę już opisywać co jedliśmy i piliśmy, bo w tej kwestii większość izakaya serwuje to samo.
Opiszę za to potrawy charakterystyczne dla Nagoya, których udało mi się spróbować. Przede wszystkim Hitsumabushi. :) Ta potrawa obecnie znajduje się u mnie na miejscu pierwszym japońskich potraw. Tak to wyglądało u mnie:
A tu wersja z Wikipedii, którą mogę dokładniej opisać. Przede wszystkim zjedzenie Hitsumabushi jest całym rytuałem. Można, a w zasadzie powinno się, jeść je w trzech etapach. Najpierw je się samo unagi-don (lub kabayaki-don). To ryż, na którym położone jest mięso węgorza (unagi), upieczone w stylu kabayaki. Styl kabayaki podobny jest nieco do stylu teriyaki, a polega na pokrojeniu węgorza w paski, pozbawienie do kręgosłupa i pieczenie w słodkim sosie na bazie sosu sojowego. Czyli ryba na słodko. :) Mięsko węgorza posypane jest jeszcze nori pociętym w paseczki. Część unagi-don (w centralnym miejscu na zdjęciu) przenosi się do pustej miseczki i z niej je pałeczkami. Druga część rytuału polega na nałożeniu kolejnej porcji unagi-don do miseczki i dodania do niego negi (cebulka dymka) i wasabi. Mieszamy i jemy tym razem na słodko-ostro. Trzecia część zawiera w sobie dwie poprzednie, czyli unagi-don + negi + wasabi, które zalewa się zieloną herbatą, lub japońskim rosołem dashi, w zależności od restauracji. Robi się coś w rodzaju zupy. Wszystkie etapy są nieziemsko pyszne i nie potrafiłabym wybrać najlepszego sposobu zjedzenia hitsumabushi. Koniecznie trzeba zjeść go wszystkimi trzema. Tylko ostrożnie, bo w węgorzu jest pełno ości, które należy dobrze pogryźć, a w żadnym razie nie wolno wypluwać! W zestawie jest jeszcze zupa miso.
File:CdazziHitsumabushi1.jpg 
Inną charakterystyczną potrawą jest tenmusu. To rodzaj onigiri - czyli kulka z ryżu, owinięta nori, a w środku krewetka smażona w tempurze. Pycha!
File:Tenmusu by m-louis in Aichi.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz