wtorek, 4 września 2012

Imprez parę cz.2

Cześć!

Aż wstyd się przyznać kiedy była impreza, którą mam zamiar opisać... 25go sierpnia... Minęło już trochę czasu, jednak cierpię na jego braki ostatnio. Jak na początku miałam go za dużo, to teraz jak się już na dobre zaaklimatyzowałam to nie mam go za wiele. Wrzesień okazuje się być strasznie krótkim miesiącem! Dlatego w labie ostro wzięłam się do roboty, bo za niedługo muszę napisać raport z badań, a póki co nie mam o czym pisać. No dobra, nastawiłam 12 syntez, więc nie można powiedzieć że nic nie zrobiłam, ale spektakularnych efektów także nie ma. Na razie jedyne kryształy, które otrzymałam są już opublikowane, więc nici z glorii. 
Dzisiaj czwarty września (九月四日), pozostało mi 25 dni do powrotu. Nieco ponad trzy tygodnie. Od 6go do 17go 80% ludzi z labu jedzie do Hiszpanii na konferencję. Pozostałe 20% robi sobie wakacje. Ja mam zamiar ten czas wykorzystać po części na zwiedzanie, a po części na pracę. Zwiedzanie planuję na 10go i 13-14go września. Pozostałe dni - lab. Problem się pojawi jak nie będę mogła czegoś znaleźć albo będę chciała obsłużyć jakiś sprzęt, jak IR przykładowo. Po angielsku to bym dała radę, ale z programami po japońsku nie wygram... Jeśli tylko nie wysadzę labu pod nieobecność profesora to będzie OK. :) Wszyscy wracają 18go września, więc można z powrotem brać się do roboty. Nie na długo jednak, bo 20go jedziemy na konferencję do Toyamy. Tym razem jadę i ja. Konferencja potrwa do 23go. Wracamy zatem 24go, a 29go wyjeżdżam z Okayamy... Tak więc czasu jest mało...

Zatem 25go sierpnia odbył się grill, o którym już być może coś pisałam. Japończycy uwielbiają grille. I mają ciekawy zwyczaj imprezowania w gronie ludzi z własnego zakładu pracy, czy zakładu uczelnianego. U nas rzadko zdarzają się takie imprezy, by profesorowie upijali się ramię w ramię ze studentami. Bo oczywiście każda impreza kończy się tak samo. Alkohol leje się strumieniami, aż wszyscy są tak pijani, że trzeba kończyć. Ci, którzy się jeszcze trzymają na nogach kieruję swe kroki na "second party". Tylko że na second party idą już tylko sami studenci. Nie mogę jednak powiedzieć, by specjalnie peszyli się w obecności profesorów, więc nie jest to powodem drugiej imprezy. Raczej chodzi o to, że zazwyczaj impreza kończy się koło 22giej najpóźniej, jeśli ma miejsce wieczorem, co nie zaspokaja ich potrzeby zabawy. To akurat potrafię zrozumieć. Grill natomiast zaczynał się w południe. Idealna pora, bez dwóch zdań. Słońce prażyło niemiłosiernie, temperatura właśnie osiągała maksimum, a my otwieraliśmy piwo i smażyliśmy mięso. Doskonale wiedziałam jak czuje się do mięso na ruszcie, ja czułam się tak samo... Pozostawanie w cieniu niewiele dało, ale za to piliśmy bardzo ekonomicznie. W tym słońcu i temperaturze nie trzeba było wiele...
Studenci wypożyczyli... nie wiem nawet jak to nazwać. Taki podajnik do piwa. To szaro-czarne pudełko na zdjęciu powyżej. Do tego wsypali lód, podłączyli keg z piwem i butlę z gazem, no i to chyba chłodziło piwo...???... Tak mi się wydaje. Jakieś ustrojstwo.
A tu już stanowisko grillowe. Działaliśmy na czymś w rodzaju dziedzińca pomiędzy uczelnianymi budynkami. Samo zadaszenie było miejscem dla palących, gdzie można sobie kulturalnie, pod daszkiem usiąść i zapalić. Na terenie uczelnianym jest takich miejsc kilka, bo nie wolno palić gdzie się komu podoba. Jednak Japończycy nie są tak super dobrze ułożeni jak się mówi, bo oczywiście widziałam wielu studentów palących gdzie popadnie. Widać nie chciało im się iść do wyznaczonego miejsca.
Grillowaliśmy przede wszystkim mięso, choć nie do końca wiem co to było. Małe kawałki, bez żadnych przypraw. Za to mają kilka rodzajów sosów, którymi potem polewa się mięso. Były też owoce morza, a dokładniej moje ukochane krewetki, węgorze, kałamarnice. A! I ozór! Chyba wołowy, nie wiem bo był pocięty na cieniutkie plasterki i tak podpiekany. Rewelacja! Oczywiście znalazły się i warzywa. :)
A tu już zdjęcia ludzi z labu, w różnych konfiguracjach walencyjnych.
Na poniższym zdjęciu pierwszy z prawej to doktor Sunatsuki. Jak wszyscy Japończycy on też nie wygląda na swój wiek. Tym bardziej że lubi swobodny ubiór i chodzi w koszulkach znanych piłkarzy.


Na grilla przybyła też żona profesora i jego młodszy syn. Tu profesor z żoną. Wygląda bardzo młodo, tylko siwe włosy wskazują na wiek, a ma 53 lata, jeśli dobrze pamiętam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz